Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/422

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja jestem pewnym, że tam być gorzej nie może.
I pomilczawszy trochę, Klesz dodał: Napiszę.
Małdrzyk się nie sprzeciwiał.
Potrzeba było z listem i decyzyą spieszyć, bo — jeden Klesz o tem wiedział najlepiej, środki utrzymania zupełnie się wyczerpywały. Lasocka całą swą, bardzo szczupłą, kasę oddała pod rozporządzenie Jordana. Potrzeba się było rachować z obiadami. On sam jadał znów w Bulionie Duvala, sekretnie, kawałeczek mięsa i chleba. Wina nie pił.
Zapas jaki z sobą przywiózł poszedł na spłacenie długów. Taił on to szczególniej przed Monią, ale oko jej i serce odgadywało co przed nią ukrywano. Miała małe pamiąteczki po matce, nie bez wartości, nie zwierzając się nikomu — wyszła z Lasocką na miasto i pokryjomu je sprzedała. Lecz obie się do tego wzięły tak niezręcznie, musiały mieć tak podejrzaną powierzchowność z powodu przestrachu, że jubiler, widząc przedmioty dosyć cenne w ręku osób ubogo wyglądających — zatrzymał je, i mimo próśb najusilniejszych, sam z niemi poszedł do hotelu. Tu się nastręczył Klesz, który, nic nie mówiąc Floryanowi, wyzwolił dwie kobiety przestraszone.
Monia zaklęła go na wszystko, aby klejnociki jej sprzedał, a Jordan po małym oporze, zgodzić się musiał na to. Tym sposobem na czas jakiś