Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyną, że ja srogie na mój wiek głupstwo popełnię. Powiem ci już wszystko co się ze mną stało.
Gdy list kapitana przyszedł zawiadamiający mnie o nieszczęściu twojem — natychmiast zacząłem się wybierać w drogę. Wpada panna Ewelina, i w chwili gdy jej powiadam że wyjeżdżam — woła: — A! ja nieszczęśliwa, ja tego nie przeżyję. Zdaje mi się że nawet rzuciła mi się na szyję — to tylko wiem że znalazły się jakoś i twarze nasze zablisko i moje ręce na jej ramionach. A, skutkiem tej katastrofy — dokończył Jordan patrząc w oczy Małdrzykowi — muszę się z nią ożenić.
Floryan chwycił go za rękę.
— Ty? ożenić się! — zawołał.
— Jak widzisz, była co nazywają force majeure — mówił z humorem Klesz — dla samej przyzwoitości należało się zaręczyć, aby panna nie wstydziła się swojego uczucia.
— Naprawdę? — dodał Floryan.
— Niestety! nie kłamię — ciągnął dalej Jordan. — Dla mnie to będzie wielkiem szczęściem, o jakiem nigdy nie marzyłem... ale dla tej istoty biednej...
Ręką w powietrzu zrobił znak zapytania.
Małdrzyk westchnął.
— Wiesz mój kochany Jordku — rzekł — twoje wyznanie, ułatwia mi wypowiedzenie tego co miałem ciągle na ustach.
Ja także skończę ożenieniem z Adelą.