Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szyderstwem. Powiadał że nie było na świecie rzeczy, o którąby warto się spierać było.
Obok tego usposobienia sceptycznego — dziwnym kontrastem, serce miał najlepsze.
Za Floryana dałby się był posiekać na kawałki, a Moni służył za niańkę, za popychadło, za pieska. Robiła z nim co chciała.
Łatwo się domyśleć że pani Natalia Kosucka, nie cierpiała Jordana, za to właśnie iż brat jej go kochał, a może i za żarciki, jakich sobie delikatnie pozwalał niegdyś z niej i Kosuckiego.
Spojrzenie samo przenikliwe, bystre, p. Jordana mięszało ich oboje.
Rola jaką w domu tym odegrywał, bardzo skromna i podrzędna — nie zmuszała Kosuckich do zbliżania się ku niemu.
Byli z nim zdaleka, a Jordan zbliżać się nie miał ochoty. Zwykle gdy oni przyjedżali w odwiedziny — on szedł sobie czytać Montaign’a.


Wieczór zszedł na bardzo urozmaiconej rozmowie, w ganku od ogrodu. P. Floryan był wesół, Kosucki uderzająco ponury i zamyślony.
Niepodobna było nie wpaść na myśl, że miał ciężkiego coś na sercu. Natalia dostrajająca się do męża, siedziała także posępna. Floryan napróżno usiłował ich rozbawić, w końcu przypisał