Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak jest — rzekł Florek — przejeżdżałem Sfinksa.
— I zachwycałeś się uroczą amazonką? — dodał de Lada.
— Miałem szczęście widzieć i miss Jenny.
— Bałamut stary, niepoprawiony — śmiała się klapsa mu dając Perron.
Zaczęto żartować z niego.
— Trochę winy spada na mnie — rzekł Micio, bom ja go tam wprowadził.
— I naturalnie, ponieważ on mnie osieroca, obowiązany pan jesteś zastępować go — dodała wdówka przymilając się.
— Sądzę że nawet z tej zamiany będziesz pani rada — odparł Florek chłodno — bo mój ziomek daleko jest zabawniejszy.
— A, tak! — śmiała się Perron — ale taki bałamut jak wszyscy polacy, którzy do każdej kobiety umizgać się gotowi — a potem...
Micio się chciał bronić, zakrzyczała go Perron. Śniadanie nadzwyczaj szło wesoło. Florek tylko trochę był zasępiony. Myślał o rzuconym przez miss Jenny projekcie umieszczenia się w cyrku i — widział teraz dopiero na coby zszedł... dla mizernego chleba kawałka — na podwładnego takiego monsieur Richarda i nadzorcę masztalerzy cyrkowych.
O! ironio losu! On...
Myśl ta zburzyła go tak, iż wstawszy nagle