Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozerwać nie mogłeś — jak tu nawet małym kosztem.
Opisywała mu potem wszystkie przyjemności bezpłatne stolicy, jej życie, rozrywki — i pocieszała jak mogła.
Obiad, ani się spostrzegli tak gawędząc, gdy się zbliżył do końca i podano pudding z rumem, który deser poprzedzał.
Wszyscy, wyjąwszy Jordana, byli w jak najlepszym humorze, krzesła się rozsuwały. Kapitan wstał aby czarną kawę kazać przynieść i likier, a piękna Perron znajdując, że w altance było duszno, wyciągnęła p. Floryana na przechadzkę po małym ogródku.
Nagłe to spoufalenie się dwojga zaledwie znajomych osób i wyłączne ich zajęcie sobą, wszystkich uderzało.
— Perron się naposiadła chyba ażeby mu zawrócić głowę — mówiła śmiejąc się Durand. Jordan w duchu zaczynał żałować, że na rozweselenie przyjaciela użył tego środka.
Kapitan Arnold śmiał się.
— Niech się rozerwie — mówił. — Jużciż nie jest tak prostodusznym aby to brał na seryo. Perron dziesięć razy na dzień tak dokazuje z pierwszym lepszym.
Po kawie, kapitan zażądał jeszcze dla siebie absyntu, do którego i Tatianowicz się przymówił. Udało się nareszcie pannie Julii, trochę za-