Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stary baron, był zazdrosnym. Zamiast uledz błaganiom przyjaciołki, nasrożył się, rozgniewał, odmówił wszelkiej pomocy i zagroził zerwaniem stosunków. O to nie obawiała się tak bardzo Lischen, znając swą siłę, nie przewidziała wszakże środka jakiego miał użyć dyplomata, dla pozbycia się tego, którego uważał za rywala.
Małdrzyk jeszcze się opierał Jordanowi, przez wrodzone lenistwo, chcąc trzymać się miejsca, do którego nałóg go przywiązywał, gdy dnia trzeciego otrzymał wezwanie do stawienia się w biurze pod Frauenkirche. Karta pobytu była wyszła właśnie. Chodziło więc o zwykłe, proste jej odnowienie.
Małdrzyk dosyć spokojnie wybierał się do pana komisarza, gdy na myśl mu przyszło, że może być wezwanym do wykazania funduszów. Zażądał pieniędzy od Jordana:
Klesz obliczył starannie dobytą kasę i połowę jej, nieprzechodzącą dwudziestu talarów wręczył Floryanowi.
— Jakto? więcej nie masz?
— To wszystko — odparł Jordan — starczy na dojechanie do Paryża.
— A na paryzkim bruku?
— Musimy myśleć o sobie — chłodno odpowiedział Klesz.
— Moglibyśmy łatwiej może tu pomyśleć o czemś.