Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozczulił się i niemal go w ramię chciał pocałować — gdy wysiadać potrzeba było.
Na górę wszedłszy okazało się, że już wprzód zaproszony hrabia Trzaska, który wszędzie gdzie jadano i grano, szedł chętnie — czekał z cygarem w fotelu.
Był więc gotowy wist z dziadkiem, na twarzy gospodarza rozpromienionej radość widać było wielką. W tejże chwili dla podniecenia jej jeszcze, lokaj podał szlafrok i fajkę.
Rzucił się na sofę, wołając:
— Służba, herbaty!!
U Nababa herbata zawsze była obficie jadłem różnem poprzedzaną, mogła się nazwać wieczerzą. Floryan, który przez czas jakiś na chudym stole w Hôtel de France się żywił, błogiego doznał wrażenia, znajdując stół dobrze zastawiony. Humor wyniesiony z teatru nietylko się utrzymał, ale jeszcze rozwinął. Pierwszy raz oddawna uśmiechał się.
Nabab był smakoszem razem i obżartuchem, kucharza miał wyśmienitego, wina doskonałe. Wszyscy trzej siedli odżywiać się z dobrym apetytem.
Małdrzyk nabrał posiliwszy się ducha, odwagi, nawet myśli mu łatwiej po głowie chodziły i po czarnych nie błąkały się kątach. Odżył.
Chociaż godzina była późna dosyć, siedli do