Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rytka matki, potrosze i ojca, kapryśną była i złośliwą.
Wszystko to ciężyło na tej biednej dziewczynie, która, w nędzy, niedostatku, pracy nieustającej, nad wszelkie spodziewanie na tak nadzwyczajną piękność rozkwitła, że teraz i ojciec i matka zaczynali się domyślać, że tego drogiego klejnotu trochę-by należało oszczędzać.
Ale jakże się to mogło dokonać?
Gdy wieczorem rozmówili się małżonkowie o hrabi ze Skomorowa i myśl im zaświtała, że córka byt ich polepszyć może, oboje tej ostatniej brzytwy chwycili się z uporem ludzi zrozpaczonych. Jak się to miało ziścić co marzyli: sami nie wiedzieli; szło oto, żeby jakąś sobie zrobić nadzieję.
Matka wcale skrupulatną nie była. Jednakże wpadała na tę myśl, że hrabia powinien ją był wydać za jakiego officyalistę, aby — niby-to honor był ocalony.
Sumak nie sprzeciwiał się tej kombinacyi, lecz — w duchu myślał, że i później mogłaby się wydać za kogoś, gdyby hrabia jej los zapewnił. Nadewszystko zaś obojgu szło o to, aby się sami gdzieś przy córce pomieścili i mieli kawałek chleba.
Obojgu nędza odebrała resztę wstydu. Uważali za rzecz naturalną wyzyskanie piękności i młodości dziecka.