Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Prawda — odpowiedziała Steńka bez wstydu — i tego mnie jedna panna z miłosierdzia uczyła. Potem musiałam u rodziców pracować; nie było czasu ani uczyć się, ni myśleć o niczem, prócz gospodarstwa.
— Ale masz ochotę się uczyć? — zapytała Szlomińska.
Sumakówna zwróciła na nią oczy z naiwnością dziecka.
— Proszę panny — do czego się to mnie przyda? Żaden mnie inny los nie spotka, tylko... ciężka praca... skończy się na niej... a tam ta nauka!...
Ruszyła ramionami.
— Straszna z ciebie desperatka — rozśmiała się Idzia... nic świata nie znasz... a ja ci tylko to powiem, że jak u mnie na nauce pobędziesz... inne ci myśli przyjdą do głowy...
Teraz ja dłużej z tobą bawić nie mogę, bo Grońska lada moment wpaść może, a, choć ja się jej nie boję — ale lepiej, aby na ciebie nie gderali za mnie... Spotykać się będziemy; ja cię muszę wziąć w opiekę, bo mi cię żal...
To pierwsze spotkanie dosyć było miłem dla opuszczonej dziewczyny, lecz nie przywiązywała wagi do niego.
Idzia się jej podobała, ale żywszego uczucia w niej nie budziła.
Ciągle żyła w tej apatyi, jaką rodzi długie cier-