Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bało. Był to stróż, było to oko pańskie, nadzór nad nimi.
Czumadrycha, duża, tłusta, rumiana baba, wyszczekana, śmiała, pewna siebie, z pierwszych słów dała poznać, że choć sługa, ale rozkazów sobie dawać nie pozwoli. Poczęła się w dworku tak śmiało rozporządzać, jak u siebie.
Scholastyka zmiarkowała, że teraz z każdą czynnością i słowem rachować się będzie musiała. Nie była już panią w domu. Czumadrycha zaraz na wstępie panienkę sobie kazała pokazać, popatrzała, głową pokręciła — i uśmiechnęła się dwuznacznie.
Sumak, znający jej położenie, znalazł się względem niej nader grzecznie, — tak, że żona potajemnie mu w grzbiet dała kułakiem za to. Z nim Czumadrycha też, popatrzywszy mu w oczy, obiecywała być na jaknajlepszej stopie.
W ślad za nią nadjechała ekonomowa z drugiego folwarku, niegdyś przez lat kilka klucznica w Skomorowie, która czas jakiś była w łaskach u hr. Kwiryna, i ten ją później za mąż sam wydał; mówiono nawet, iż wyposażył. Zwała się Pakulska, a miała powierzchowność jeszcze wcale niczego. Ponieważ gdzieś, kiedyś uczyła się kroju sukien i stroiła bardzo sama, hrabia ją delegował do oporządzenia panienki.
Gość to był daleko od Czumadrychy niedogo-