Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tych, co ją przebywać muszą... Wrzucono w nią niezmierną ilość chrustu i nie mniej kamieni, lecz nie stała się przez to lepszą.
O mostach są legendy przerażające... Ostrożniejsi wolą je przebywać pieszo...
Z drugiej strony, na piaskach, ludzie sobie radę dają tem, że w prawo i lewo porobili objazdy, które twardszemi pagórkami biegną kręto pomiędzy zaroślami.
Z obu swych końców Wołchowicze chatami prostemi, niepozornemi zaczynają się i kończą. Pozostały tu ślady rogatek z niespokojnych czasów...
W samym środku miasteczka jest nieuchronny rynek, obszerna targowica, która kilka razy w rok zapełnia się budami, bydłem i ludem. Dokoła drewniane z podsieniami gospody żydowskie, jedna murowanka, parę nowych, nieco świeżej wyglądających, domowstw.
Z rynku pomiędzy niemi dwie ciasne uliczki wiodą w niedojrzane głębie osady, drzewami zasłonięte...
Kościółek drewniany stoi z jednej strony; poza dachami widać świeżo pomalowaną zielono kopułę cerkiewki.
Żydowskie domy łączą górą te tajemnicze nici, które są jakby symbolem dawnej jedności i solidarności całego plemienia tułaczy...
Rynek, ulica... miasteczko, jakeśmy powiedzieli,