Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przecież sumienie nie dozwalało mu jej porzucić. Życie z nią coraz się cięższem stawało. Tekla bowiem dopominała się przyrzeczeń skutku, męczyła przywiązaniem swem, stałością i wiarą której nie zaprzysiągłszy, dotrzymywała. Kilkakroć hrabia wystawiał ją na ciężkie próby, ale zawsze wyszła z nich zwycięzko.
Tak się miały rzeczy, gdy rotmistrz Wiła zaprojektował pozbycie się Tekli wyżej opisanym sposobem.
Hrabia nie taił przed sobą że to przedsięwzięcie trudnem było, a może: — Któż wie? mimo że mu się naprzykrzyła kochanka, sumienie szeptało, iż porzucić jej się nie godzi...
Ludzkie serce... przepaść — powiedział poeta; — ileż to razy za nim ten ogólnik, tę frazę zużytą powtarzać musimy.
Gdy nie ma kogo kochać... tęskni.
Gdy długo kocha jedno... tęskni.
Gdy się z nim rozstanie... tęskni.
Hrabia znużył się Teklą, a chwilami myślał wszakże: gdy jej niestanie, nudno mi będzie! I mimo tej myśli pracował aby się jej pozbyć.
— Nie będzie ta, będzie druga!
Mówił sobie z uśmiechem. Kto wie? ta druga może mnie zabawi, rozerwie, odżywi?
Wszystko nieznane i przyszłe ma urok szczególny; człowiek w nim zawsze widzi swój ideał, który jest wprawdzie wyrażając się po prostu niebylicą, a przecież wyglądamy odwiedzin jego całe życie.
— Tak tedy hrabio — mówił dalej Wiła, — rozpoczynamy działać.
— Czekaj! czekaj! jakże mnie wprowadzisz do Górowa?
— Naradźmy się... Gdybyś naprzykład hrabia poje-