Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Litwin mu na teraz jedno wrazić się starał — milczenie i nieokazywanie się z sobą, nieprzypominanie nazwiska.
— Uchowaj Boże, przyjdzie komu na myśl, że tu Poniatowski jest, to cię na rękach ztąd co najdalej wytransportują. Król na punkcie rodowitości bardzo draźliwy, bo mu jej braknie. Co się tyczy papierów — dorzucił, jeszcze do rąk je biorąc, Szerejko — zobaczymy, czy się nie uda gdzie wcisnąć stemma vitelio. Toby dopiero waszmości na aksamicie postawiło. Ale...
Litwin głową kręcił.
— Niebezpieczna to sprawa — rzekł wkońcu. — Chcąc nadto dobrze zrobić, można popsuć wszystko. Bądźcobądź, daj mi te papiery, rozpatrzeć się trzeba, a nuż...
Związano tedy tasiemką fascykuł i Szerejko go wsunął głęboko za pazuchę, patrząc, aby nie był widocznym. Z tem już pożegnał Filipa, który po rękach go całując, przeprowadził aż na dół. Litwin się obejrzał dokoła, nie chcąc tu być widzianym, i wymknął się bardzo zręcznie.
Gdy się to działo nad masztarniami, u księcia i na całym już zamku niepokój panował; narady i spory nieustanne o program tego przy-