Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wesele synów św. Franciszka, ten humor zawsze równy, który szlachta szczególniej wysoko ceniła. Był też jej ulubieńcem.
Pomocnikiem jego i zastępcą wybrany od niedawna o. Serafin miał usposobienie więcej ascetyczne, milczące, twarz bladą i smutną, ale łagodności i wyrozumiałości był wielkiej.
I o nim sąsiedzi a przyjaciele konwentu nie umieli powiedzieć wiele. O. Serafin nie był tutejszym.
Szczególne zamiłowanie do dzieci, zajmowanie się niemi, troskliwość o ubogich, pieczołowitość o zbawienie i pomoc duchowną dla ludu znamionowały o. Serafina.
Niebardzo chętnie jeździł do dworów i pałaców, czuł się w nich obcym: ale do lepianek i chatek rad jechał i do biednych umiał tak mówić, jakby był z nich jednym. Domyślano się, że musiał sam być „prostej kondycji“, jak naówczas mówiono. Temu jednak zdawało się przeciwić wykształcenie teologiczne i przyznawana mu nauka. Gdzie poparcia o. Rafał potrzebował, odwoływał się do Serafina, aby powagę teologiczną jak pieczęć do rzeczy przyłożył.
O. Szymon, podobno najdawniejszy klasztoru tego mieszkaniec i najstarszy z zakonników, odznaczał się tem, że miał na wygolonej głowie, lśniącej jak kość słoniowa, czerwoną bliznę straszną, która przecinała część policzka, skroń i czaszkę.
Był to jakby głęboki rów zarosły, świadek straszliwej rany, a razem i przeszłości burzliwej ks. Szymona. Żołnierz niegdyś, miał on w habicie i po latach wielu ruchy jeszcze żołnierskie, żywe, a dawniej zbroja, później gruba suknia tak go dobrze zahartowały, że dochodząc lat osiemdziesięciu, zdrowszym był od wielu, co połowy jego nie mieli. O. Szymon w obejściu się był rubaszny, gderliwy niby, mówił głośno, zażywał tabakę co chwila, potrzebował ciągle zajęcia, ale i towarzystwa nie unikał.
Szlachcie, z którą dobrze żył, prawdę rąbał nielitościwie.
— Ale ja was znam na wylot — powiadał — samem taki był!
Gdzie trzeba było wykłócić się, nahuczeć i surowości zażyć, delegowano ks. Szymona. Nie uląkł się nikogo.
Życie czynne a wstrzemięźliwe, bo pościł surowo, a w ruchu być ciągle, dziwnie starcowi szło na zdrowie. Nie wszystkie też choroby miał i radził jedno lekarstwo:
— Głód! głód... ten wszelką chorobę odpędza...
Sam się tym sposobem leczył zawsze... Pościł.