Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Godzin parę wlekli się tak, aż do skraju lasu.
Dobiwszy się tu, Bużeński stanął i ręką wskazał na prawo.
— Trzymać się ponad lasem aż do karczmy, dalej gościniec pokaże.
I nie spojrzawszy nawet na Kalasa, zawrócił konia w gąszcze.

XII.

Na święty Antoni odpust był w kościele oo. bernardynów, na który corocznie tysiące ludu się zgromadziło. Ożywiało się naówczas i miasteczko, bo z uroczystością kościelną łączył się jarmark; a ściągali nań i rozwożący towary kupcy ruscy i izraelici z większych miast i wiejscy rzemieślnicy.
Na wiosenny ten jarmark nie przywożono wprawdzie kożuchów, nie rozsprzedawano wiele bydła, ledwie odżywionego po zimie — ale budy z łokciowym towarem, garnki i wszelki sprzęt gospodarski się znalazł. Na kilka mil wokoło, św. Antoni gromadził tu pobożnych i ciekawych. Drobnej szlachty, oficjalistów, a nawet pańskich bryczek, wózków i kałamaszek przybywało tyle, iż ich gościnne domy pomieścić nie mogły. Ci też, których nabożeństwo tylko tu sprowadziło, obozem się rozkładali pod murem klasztornym. Konie posilały się z torebek, które im zarzucano na głowę, a woźnice stali u bramy, gwarząc, o ile im do niej zbliżyć się dozwalał cały zastęp żebraków, obsiadujący i wielkie wrota i część murów i całą drogę do kościoła prowadzącą.
Dziadów i bab natłok tu był nadzwyczajny, a śpiewy ich, pisk, wołanie, kłótnie niekiedy dźwiek dzwonów głuszyły.
Oprócz nich pod samą bramą dwa kramiki, w których sprzedawano obrazki, medaliki, krzyżyki i świeczki, — zatrzymywały po drodze pobożnych pielgrzymów.
Niemniej życia dnia tego było i w samym kościele i klasztorze. Duchowieństwa świeckiego przybywało wiele, gości z sąsiedztwa, dobrych przyjaciół oo. bernardynów, mnóstwo także. Gwardjan musiał swych benefaktorów[1] przyjmować wedle możności zakonu, żyjącego z jałmużny.

Pomimo iż niemało kłopotu dnia tego mieli wszyscy, a poprzedzające i następne dni od niego wolne nie były, wszystkie twarze się tu dnia uroczystego uśmiechały, począwszy od najmłodszego braciszka, który najwięcej miał

  1. Dobroczyńców