Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 281 —

który się rodził w Putbus i zna doskonale wyspę całą.
— Wiedzą, one gdzie go szukać?
— Około Ankony, miejsce wynajdą łatwo, stary mój Zerka z pod ziemiby wydobył gdy czego szuka, wyspa nie jest zbyt rozległa...
Pułkownik już jedném tylko słuchał uchem, ściskał Wudtkego i śpieszył.
— Poszedłbym do Jakuba z wami? przebąknął bankier.
— O! nie! czekaj, chwilę znajdziemy lepszą, piérwszemu żalowi trzeba się dać w samotności wypalić... Za moim powrotem, zobaczymy.
To powiedziawszy, pułkownik wybiegł, wrócił do domu i po drodze wymyślił interes, którym mógł złudzić Jakuba. Przyszła mu do głowy sukcesyą w Poznańskiém. Choćbym miał 10,000 talarów sam zapłacić, rzekł, powiem mu że jadę ją odbiérać, że rzecz pilna, a dla większego prawdopodobieństwa każę sobie dać plenipotencyą.



— Dosyć, mój Jakubie, rzekł wchodząc do niego, że kiedy się na kogo spikną okoliczności, wszystko przychodzi nie w porę, nawet jeśli co dobrego Pan Bóg zsyła. — Chociaż to rzecz małéj wagi, ale przyznasz że i tych tam dziesięciu tysięcy talarów tracić nie warto a które nam ze spadku nareszcie