Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 212 —

go znajomego i przyjaciela... z wymówką rzekł Fiszer. Ułatwimy to w pięć minut, dam kredytywę na dom Belt, Cromby et Com. Chodź pan, panie Jakubie... proszę...
Jakub się dał pociągnąć, pożegnali Radgosza. Fiszer go wziął pod rękę, serce mu biło... Klara była wolną i skarb znaleziony! gdyby można przejednać się z tym domem, zbliżyć, pozyskać ich... zagładzić ślady dawnych nieporozumień. Nieśmiał być natrętnym, a wypadało mu grać rolę nieświadomego skarbu, chociaż w téj chwili coraz silniejszego nabiérał przekonania iż plotka miejska musiała miéć pewną podstawę. Tak w dobréj komitywie zaszli do kantoru. Jakub wydobył rulony z dukatami...
Sam ich widok, zżółknięcie skóry, stare pieczątki, rodzaj monety która prawie wyszła z obiegu... niezmiernie uderzyły Fiszera. — O! rzekł sobie w duchu... znaleźli skarb, niéma najmniejszéj wątpliwości!
Ale udał że się nic dorozumiéwać nie chce.



Klara siedziała w swoim pokoiku i płakała.
Odbywała ona tę ostatnią walkę z sercem, po któréj zawsze na życie całe blizny zostają... Na kolanach trzymała listy Teofila, rzucała je po jednemu odczytując w komin i łzy sączyły się po