Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Justka zbladła nieco i westchnęła.
— Wiesz pan to z pewnością? — zapytała.
— Z największą w świecie — rzekł Leon, i zdaje mi się, że pani teraz obowiązaną jesteś przyjąć dar człowieka, który tak ją kochał. Jeżeli dla siebie nie potrzebujesz fortuny, możesz pani tak wiele nią uczynić dobrego!
Justka nie odpowiadała i nagle, podniósłszy głowę — rzekła:
— Ale pan przybyłeś tu wysłany przez żonę; masz pewnie polecenie pilne: korzystajmyż z czasu; chodź pan do pracowni. Potrzebujesz co wybrać?
Leon już był o wszystkiem w świecie zapomniał, patrząc na swą dawną miłość. Ona, choć z ust jego dowiedziała się o tak ważnej zmianie, która ją miała przenieść ztąd w świat nowy, wydawała się tak obojętną, jakby ją to bynajmniej nie obchodziło.
Zmusiła Leona, aby opowiedział z czem przybył, zrobiła wybór sama, dała polecenia w pracowni, a gościa zaprosiła napowrót do salonu.
— Pani tu przecie pozostać nie możesz! — zawołał Leon, wchodząc — byłoby to grzechem nie do darowania i dziwactwem nie do wytłómaczenia. Wątpię bowiem, abyś się pani miała tak zakochać w swem powołaniu, iżby ono wszystko dla niej mogło zastąpić.