Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynić żadnego wrażenia, głową potrząsał milczący.
— No, to co? — odezwał się wreszcie — no? to co? — Mówiłem ci, nie raz, lecz sto razy, trzeba wszystko znieść! To darmo. Ona zła nie jest.
— Jędza! — wykrzyknęła Justka.
Rabicki się obejrzał wystraszony.
— Milcz-że ty mi — odparł — cicho! Jeszcze kto usłyszy, nietylko ty, ale i ja pokutować będę, tego tylko brakowało. Korona ci z głowy nie spadnie, a pocóżeś za tą głupią łotocią biegała? hę?
Justka płakała tak, że mówić nie mogła. Spodziewała się współczucia, pociechy, a znajdowała u wuja tylko naganę i nakaz milczenia.
Rabicki stał, spoglądając na nią z politowaniem.
— Mówiłem ja tobie nieraz i powtarzam: trzeba wszystko przecierpieć. Ona zła nie jest, ale nie lubi, żeby się jej kto sprzeciwiał. Pokora niebiosa przebija, a ty się dąsasz; ona to rozumie. No — i ten przeklęty elementarz — dodał ciszej.
Justka rękę podniosła.
— Cóż to złego, że ja się chcę uczyć Pana Boga chwalić i duszę pocieszyć? Innym każą gwałtem, a mnie to ma być zakazane?
Rabicki ramionami poruszył.