Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cze nie było, inni o powrocie barona z wycieczki na wieś nie wiedzieli.
Professor Dobek, Zygmuś, a później pan Leon stawili się pomiędzy innymi.
Zygmuś, który był szczerym i otwartym z piękna panną, drugiego wieczora powiedział jej, że ją znalazł po powrocie ze wsi zmienioną i smutniejszą, niż bywała zwykle.
— Smutniejszą? — odparła Jnstka, siląc się na uśmieszek, — ale, powiedz-że mi pan, kiedyś mnie widział roztrzepaną i wesołą? Historya mojego życia nie jest panu obcą, a ja się z nią nie taję. Otóż, może skutkiem tej przeszłości czy natury mojej — mam przeczucie jakiegoś czegoś mi zagrażającego. Zdaje mi się zawsze, żem się wkradła nieprawnie na to stanowisko, które mi się nie należy, i że z niego zepchniętą być muszę — i to mnie czyni nieśmiałą i trwożliwą.
— Jest to poprostu przywidzenie — rzekł wesoło Zygmuś — bo nie masz pani najmniejszego powodu, żadnej oznaki, któraby zmianą położenia grozić mogła. Pocóż się tem dręczyć!
— To się nie dzieje dobrowolnie — odparła Justka. — Bronię się przeczuciom, lecz one uparcie powracają.
— A! nie — zawołał Zygmuś raźno — ale człowiek jest tak stworzony, że gdy mu dobrze, gdy