Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a miał poczucie ludzi aż do zbytku pobłażające, ale trafne, obu tych chłopaków nie liczył do pretendentów poważnych.
Wydawali mu się zbyt powszednimi, pospolitymi, podobnymi do mnóztwa innych, a on dla wnuczki wymagał czegoś nadzwyczajnego — kogoś, coby jej był godzien.
Ustępstwo byłby może tylko uczynił w tym razie, gdyby widział miłość gwałtowną, niedającą się pokonać.
— Ani Aureli, ani pan Leon nie są straszni — odparł, uśmiechając się, stary. — Sądzę, że ich potrafiłaś ocenić: pierwszy z nich zapowiada lekkomyślnego próżniaka; drugi, stateczniejszy, może się stać nieznośnym w życiu pedantem, a tej przywary niema czem wynagrodzić. Obaj świetnych żadnych przymiotów, w oczach moich przynajmniej, nie objawiają.
Poruszył ramionami.
Panna Jolanta i Marta, która miała całe zaufanie Justki, uproszone były przez barona, aby się starały wyorozumieć, kogo ona w licznym zastępie młodzieży wyróżniać będzie.
W roku, który upłynął, panna Jolanta i Marta nie zgadzały się z sobą. Pierwsza z nich utrzymywała, że najmilszym z młodzieży był professor Dobek, człowiek ubogi, skromny, miłej powierz-