Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Justka.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale gdzie zaś, proszę jaśnie pani, wyrwało mu się mimowolnie, karaj Boże do wieku taką dolą jak jej! Ta-to dziś jak królowa jaka opływa.
Nieopatrzne to były wyrazy, gdyż Porochowa do innych swych przymiotów łączyła nienasyconą ciekawość. Nacisnęła więc tak na gumiennego i tak umiejętnie poczęła z niego wyciągać po słówku coraz, a coraz więcej, że w końcu stary, sam prawie o tem nie wiedząc, wszystko a wszystko jej wyśpiewał, a postrzegłszy się że źle zrobił, do nóg jej padł, prosząc o zachowanie tajemnicy.
Porochowej w początku się zdawało, że gumienny przesadza i bałamuci, ale przypomniała sobie baronównę Justynę, o której syn jej mówił ciągle, i zasłona spadła z jej oczu.
Natychmiast chciała wziąć syna na spytki, gdyż już osnuła świetny projekt ożenienia go z temi milionami, które sierota jej zawdzięczała.
Aurelego w domu nie było, gdyż rzadko tu przesiadywał, musiała też, gorączkowo marząc, czekać na jego powrót.
Zaledwie bryczka jego stanęła przed officyną, gdy jejmość podeszła niecierpliwie do niego. Aureli nie umiał sobie tego wytłómaczyć, gdy go zagadnęła żywo o Justysię. O całej tej historyi wcale nie wiedział, a matka musiała mu ją opowiedzieć i dodała, klaszcząc w szerokie, pulchne dłonie, o grubych palcach.