Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Huluk rozpłakawszy się upadł mu do nóg, bo sierocie i ta trocha sprzętu była wielkim datkiem, i żal się zrobiło Jermoły.
— A! czyż już idziecie? — zawołał.
— A cobym tu robił? — westchnął stary — kozaczychę ponieśli na mogiłki, Chwedko chory może nie wstanie: nikogo już nie mam we wsi znajomego i przyjaciela..... Dziecka mojego nie ma! nie ma!
To mówiąc otarł łzy cisnące się do oka, i ruszył, a zdało mu się, jakby się wkoło niego cały świat okręcał. Huluk widział go przechodzącego przez wieś, naszczekujące już nań psy, które go dawniéj znały, potém wlokącego się ku lasowi i niknącego na drodze do miasteczka.




We trzy dni potém, gdy dziécię coraz bardziéj chorzało, a lekarz świadomszy przeszłości, bez ogródki oświadczył rodzicom, że je dać potrzeba staremu Jermole, by wróciło do piérwszego życia, strawy i pracy do któréj przy-