Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jaryna.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieniła, i oniemiawszy stała, niemogąc słowa przemówić.
Ostap niósł Stasia — sierotę. Michalina nie żyła. Zobaczył biedny przybysz żonę i uczuł litość nad nieszczęśliwą, podał jej rękę drżącą, zaledwie mogąc wymówić:
— Widzisz, wróciłem.
— A! i nie porzucisz już nas?
— Nigdy! — smutnie rzekł Ostap — nigdy, zostanę z wami.
Kuźma, Kulina, co żyło zbiegło się z krzykiem radośnym ku niemu, witając go, obejmując, zarzucając pytaniami. Jaryna z dziwnym uśmiechem, smutnym, patrzała po wszystkich jakby im mówić chciała: widzicie, on do mnie powrócił, on o mnie pamiętał.
Tej radości jeden nie dzielił, co ją wywołał. Jemu tu było tak pusto! i pusty był dla niego teraz cały Boży świat; a bijące przy nim poczciwe serca ożywić nie mogły tej pustyni.
Życie poświęceń nie skończyło się jeszcze; zostawała przed nim biedna Jaryna, której miał zapłacić za łzy wylane, i sierota, której obiecał być ojcem.
W pocie czoła, z bolem serca, trzeba iść było dalej, a dalej, nie pożądając nawet spoczynku, odetchnienia i śmierci.
Szczęściem, Bóg ulubionym swoim, daje wielką potęgę nad sobą, nad życiem, nad boleścią samą, tym robakiem toczącym żywot wszelkiego stworzenia. Ostap znalazł, jeśli nie spokój zupełny, (to jedyne szczęście trwalsze na ziemi), przynajmniej znośniejsze stały mu się cierpienia, bo je osładzał uśmiech sieroty i pokorne, wdzięczne, ciche a czułe spojrzenie Jaryny.
Dla Stasia został nauczycielem i ojcem, dla niej przyjacielem, mężem i prostym wieśniakiem jak ona; dla bratniego ludu lekarzem i doradzcą jak przedtem. Wziął sukmanę porzuconą, kij swój podróżny i począł obiegać sioła; a wieczory i ranki poświęcał domowym obowiązkom. Wielki żal, jak łza przemieniona w perłę, błyszczał na męzkiej jego piersi; jak każdy, co umie