Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   76   —

P. Paweł z rozmowy pamiętał dobitne przyrzeczenie, iż odwiedzi Wydrów i swojego wychowańca.
— Słowo się dało, potrzeba dotrzymać — rzekł w duchu — głupstwa nie robić, język trzymać, od panny daleko się mieć, ale pojechać należy. Słowo rzecz święta.
A że prezent dla chłopca, dla matki i ewentualnie dla panny Anieli był koniecznym, ułożył sobie p. Paweł pojechać do Pińska obijanikiem, tam sprawunki porobić, a w powrocie wstąpić do Wydrów. Podróż do Pińska zasłaniała go w oczach Kaspra, którego się wstydził.
— Żeby ten mnie zobaczył, jak z panną baraszkowałem — mówił w duchu — dopieroby było!!
Wlokąc się po piasku, dobrze z północy stanął p. Paweł u wrót w Kozłowiczach. W izdebce Kaspra świeciło się jeszcze. Zaczął wołać na stróża o otwarcie wrót, stróż spał. Chciał sam wziąć lejce, żeby Stasiuk poszedł odemknąć, ale Stasiuk jeszcze oszołomiony, drogi z kozła na ziemię znaleźć nie mógł.
Nareszcie pies zaczął szczekać.
Ktoś się obudził, wrota otworzono, a w ganku już rozespany Kasper czekał. Pierwsze słowo dyplomatycznie rzucone było.
— A wiesz? kapelusz tak jak sprzepaszczony!
Uczyniło to dywersyę, bo Kasper umiejący oceniać dzieło sztuki, tyle lat konserwowane, formalne