Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   138   —

dąc do tego co mu gospodyni dawała, wcale nie przebierał w potrawach.
Pan Fortunat naprzód poczęstował go wódką gdańską przedziwną i wędlinką na zakąskę, wcale smaczną. Ale jakież było zdumienie, przygotowanego do bardzo skromnego przyjęcia Mondygierda, gdy począł jeść.
Już pierwsza polewka zawiesista, korzenna, tłusta, smaczna, zapowiadała kucharza, który i u księdza biskupa mógł gotować — z dziwu w dziw obiad cały szedł, w zachwycenie wprawiając p. Pawła, który nie pamiętał, żeby kiedy jadł tak smacznie. Po zupie dano paszteciki w francuskiém cieście z móżdżkami, delicye, daléj sztukę mięsa szpikowaną z takim sosem, jakby go aniołowie przyprawiali, daléj była i potrawka z kury z grzybkami i jarzyna z wątróbką i pieczyste z indyka i sałata do niego osobliwa, nieodgadniona, wyglądająca niepozornie, a któréj odjeść się nie było można. Na ostatek dobił budyń z rodzenkami, sos winny — niech go kaci!
Mondygierd w początku uwierzywszy w słowa gospodyni, nadto się sztuką mięsa uprowidował (dla sosu), daléj skusiło go to i owo swym smakiem, a że mu i siedząca przy nim gospodyni dokładała na talerz, pod koniec obiadu uczuł się strasznie ciężkim.
Dodać należy, że z drugiéj strony usadowiony pan Fortunat, niemiłosiernie pilnował, aby się gość