Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

czy znał? — mruknął, umyślnie się tak zaszywając w pokorę Kasper.
— Do kobiet jadąc — rzekł Mondygierd — juści ten frak trzeba włożyć granatowy, jeśli plama wygubiona!
— Plamy ani znaku... ale po co frak? po co?
— Bo mi się podoba!
Poczęli się spierać, Kasper obstawał i utrzymał się przy surducie; buty, choć ciasne, miały iść karbowane, kamizelka jedwabna w kwiaty; naostatku i ów cylinder nadwerężony. Niestety! zapomniano go posłać do reperacyi do Pińska, i wydobyty z pudła na światło dzienne, okazał się kompletnym inwalidem. Nosili go do okna, próbowano zalepić — nie był do użycia. Zostawała czapka z rydelkiem, niebrzydka, świeża, niegdyś uchodząca za elegancką, trochę spłowiała leżeniem, i ta służyć musiała — nie było sposobu.
Kasper półgębkiem tylko nadmieniał, że onby przy téj okazyi mógł dojechać do Bałanowicza, do którego miał interesik, lecz kazano mu przy domu pozostać.
Zaraz po obiedzie zaczęło się ubieranie, mozolne wciąganie butów, od których się odrywały rzemyki, zawiązywanie chustki, urządzenie czupryny.
Pan i sługa znużyli się tak, iż oba wielki świat i wymagania jego przeklęli. Pan Paweł pokropił się zlekka ambrą, i poszedł do obijanika, któremu dywanik dano na pokrycie.