Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

a Bałanowiczowa len i motki jakieś na strych pochowała.
Pana Pawła to niewiele zajmowało, chciał wiedzieć głównie, czy Drop’ nie podpatrzył tych pań jak one wyglądały.
Na co dawny dworak odpowiedział, że i widział i słyszał te panie, bo okna w starym dworze były otwarte, a kobiety śmiały się i chichotały i biegały i służba, dziewczęta, lokaj, chłopiec, latali jak poparzeni ze dworu na folwark, z folwarku do dworu.
Drop’ człek ciekawy, zdala widział jedną panią przystojną, tak w średnim wieku; drugą, musi być panną, téż niczego; trzecią dużą i niepiękną, a krzykliwą, i jegomości małego, trochę garbatego, co mu się włosy na głowie kręciły, bardzo wystrojonego i śmiejącego się ciągle. Oprócz tego garderobianę téż oglądał fertyczną, lokaja porządnego i wyrostka, który biegając, podskakiwał.
Tyle się dowiedział p. Paweł, i Dropia za informacyę poczęstowawszy wódką, odpuścił.
Przy obiedzie, już wiadomości zasiągnąwszy u źródła, mógł z Kasprem mówić obszernie, lecz stary nie miał dziś ochoty do rozmowy.
Upłynęły cztéry dni, a przepowiednia Kaspra wcale się nie sprawdziła, z Harasymówki nie dano znaku życia i niepotrzebowano nic.
— A co? — mówił Paweł.