Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historja o bladej dziewczynce z pod Ostrej-Bramy.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebyś żeby żonę twoją wskazywano palcami! O! nigdy! nigdy!
— Więc oddalim się od nich.
— W pierwszej to chwili takie się robią zamysły. Ja nie znam waszego świata, ale go z książek przeczuwam. Dla jednej kobiety nie zerwie człowiek wszystkich węzłów, które z nim wiążą świat, które go łączą z rodziną, towarzystwem, z wszystkiem do czego od młodości przywykł, co kocha nałogiem. Mógłbyś się oddalić od nich, lecz pożałowałbyś tego, a wówczas ja, jabym tylko cierpiała, żem przyjęła ofiarę nad siły. Nie... Edwardzie... zostańmy jak jesteśmy, czyści i dalecy od siebie... widujący się jak przedtem, zostawmy losowi resztę, może on rozwiąże tę zagadkę okropną, którą ty sam, podając mi rękę, zadałeś sobie i mnie. Twoją żoną! twoją żoną! — powtarzała, — znać żeś to wyrzekł w zapale.
— Ale ja nad tem myślałem, myślałem długo, — rzekł Edward, — nie jest to urodzony w tej chwili projekt, któryby bezsilny mógł spełznąć, ja go doprowadzę do skutku, jam go ważył, ja go rozebrałem. Słuchaj mnie, nie mam blizkich krewnych, jestem także sierotą, nikt nademną praw żadnych nie ma, jestem wolny i swobodny. Świat ten, z którego ci czynię ofiarę niczem jest dla mnie, mało w nim żyłem, małom go kochał, od roku i więcej całkiem się go już dla ciebie zaparłem. Wszystko więc jest podobnem do uskutecznienia, nie ma ofiary, trudności, zawady.
— Edwardzie, — odpowiedziała Julja, — tak tylko dziś ci się zdaje. Cóż gdybyś po roku, gdybyś w lat dziesięć, lepiej poznawszy tę, z którąś się połączył, żałował swego kroku? Mogłażbym to znieść i nie umrzeć