Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


XIV.
Edmund do Jerzego.
Warszawa, dnia 28. lutego 18...

Odebrawszy pieniądze, długo wahałem się, czy mi się godziło, korzystając z twojego szału, taki z nich uczynić użytek, jaki im przeznaczyłeś. Kochany Jurku, pozwól sobie powiedzieć otwarcie, tyś doprawdy srodze zgłupiał: któż dobrowolnie, rozmyślnie, nie przymuszony, opłaca długi? Parafiaństwo! zakała dla nas, cośmy cię mieli za towarzysza, a naostatek zły i bardzo zły przykład. Wszyscy potem wierzyciele zechcą, żebyśmy się im uiszczali regularnie, i sądzić będą, że wymagać po nas tego mają prawo.
Chciałem te pieniądze albo pożyczyć u ciebie, albo je złożyć w kasie oszczędności, żeby ci narastały procenta na głodny powrót twój do Warszawy, którego się zawsze spodziewam. Rozmyśliwszy się wreszcie, postanowiłem uczynić jak kazałeś: nie przeszkadza mi to ubolewać nad twym szałem. Szmul powołany do mnie, gdym mu zwiastował, że o twój weksel rzecz idzie, wytrzeszczył na mnie oczy ogromne, nie zrozumiał, i pokiwawszy głową, wziął się nareszcie do tego ogromnego ponsowego pugilaresu, brzuchatego jak pan N..., mającego związane wnętrzności znajomą ci czarną, wyszarganą jak sam tasiemką. Włożył okulary na nos, siadł i począł przewracać nieskończoną moc wekslów, które, jakem się przekonał, systematycznie dzielił na trzy wielkie kategorje: wekslów przepadłych i tylko pro memoria chowanych, wekslów wątpliwych (na dwie