Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dziwny człowiek! nie powiedział nawet: Bóg zapłać! spytał tylko:
Monsieur le comte de Soumine ne nous arrive-t il pas? hein?
Non, monsieur, il s’est établi à la campagne, dans la patrie de truffes.
— Ah! s’il pouvait nous en fournir! elles sont hors de prix.
W tem go odwołano.
Lora, która jest ze Szmulem w stosunkach od dawna (dziś bowiem nietylko że nie zapożycza się, ale daje drugim na procenta, choć zawsze bierze wszystko, gdy jej co kto ofiaruje, jak gdyby jeszcze potrzebowała... z jednej strony garnąc, z drugiej zbierając do kupki), Lora widocznie podbudzoną mając ciekawość opowiadaniem żyda, złapała mię wczoraj w teatrze: byliśmy sami w loży.
— Czy to prawda — spytała — że biedny pan Jerzy zamieszkuje zawsze na wsi?
— Dlaczegoż zowiesz go biednym?
— A! możnaż żyć na wsi i nie zbiednieć?
— Tak, na wsi, i nie widząc ślicznej Lory — rzekłem z francuską grzecznością.
— O! bez komplementów: ja już w nie nie wierzę, gdy się samemi tylko słowami wyrażają. Cóż! powiedz mi pan co o nim.
— A cóż mam powiedzieć? ustatkował się całkiem, długi popłacił i ma pracować na wsi.
Położyła mi rękę na ręku, i z przymileniem wdzięcząc się, spytała:
— Cóż? zakochał się? ożenił się?
— Nie, podobno, ani jedno, ani drugie.