Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

księżyna odparł, że gdyby ślub dał nawet, takowy nie byłby ważnym bez pozwolenia proboszcza, on zaś sam naraziłby się na rekollekcye, na utratę miejsca i kary kościelne. Ale jeżeli Szambelan zechce koniecznie, — gotów na wszystko. Rajmund zaręczał że jakikolwiekby był ślub, matka go rozrywać nie zechce, nikt protestować nie będzie.
Ze swej strony Szambelan ofiarował wikaremu protekcyą, miejsce w razie utraty teraźniejszej posady w swych dobrach na Białej rusi — i pomoc wszelką..
Ksiądz więc się zgadzał.
Przyśpieszano tak połączenie narzeczonych nie bez przyczyny, obawiał się bowiem Rajmund, aby matka nie napisała do opiekuna.
Był nim daleki krewny, ale wielki przyjaciel nieboszczyka Marwicza, jenerał Dybowski, od którego dotąd żadnej pomocy nie żądano, pomimo że się z nią narzucał. Wdowa przez pewną dumę nikomu nic nie chciała być winną, na listy więc jego odpowiadała grzecznie, zapewniając że ona i dzieci same sobie rady dadzą.
Jenerał był majętny, miał tylko jednę córkę, a że dla Marwicza czuł wdzięczność za jakąś ważną przysługę w młodych latach wyświadczoną, zdaleka czuwał nad osieroconą rodziną. Dosyć było listu wdowy aby go sprowadzić, a raz przybywszy Jenerał, człowiek surowy, energiczny, czynny, byłby wszystko obalił i wywrócił.