Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Radca porwał się za głowę i krzyknął.
— To nie może być!
— Ale mówię ci, tak jest!
— Dwadzieścia pięć tysięcy rubli... ale to fortuna... Czyś oszalał..
— W istocie wart jestem aby mnie wsadzono do czubków. Zrazu łudziłem się tém, że mi się da odegrać, — dziś, pomimo jego przyjacielskich zaręczeń, przekonany jestem że weksel...
— I dałeś mu — weksel! przerwał radca.
— Musiałem! wybąknął Skórski.
— Fatalnie! szepnął rzucając się w krzesło gospodarz.
— Byłeś i jesteś moim przyjacielem — odezwał się Skórski, trąc czoło, jakby uciekającą pamięć chciał przywołać; radź mi...
— Cóż tu radzić — odparł radca — to poprostu ruina. Wiele warta Brończa.
— Może być warta pięćdziesiąt...
— Masz na niéj Towarzystwo...
— Naturalnie.
— Długi prywatne?
— Któż bez nich...
— Cóż ci zostanie?
Skórki pomyślał i gorzko się śmiejąc rzekł: — Zostaje mi rewolwer, którym sobie mogę w łeb wypalić — lub kij i torba...
— No — przerwał radca — przecież możesz znaleźć jakieś zajęcie!
— Jakie? zapytał z goryczą Skórski, chyba leśniczego lub berejtera... a tych jest więcéj niż miejsc dla nich... Jeżeli generał zechce być surowym, choć mi obiecuje powolność...
— Obiecuje ci...
— Tak... ale 25,000?
Zamilkli... Radca ziewnął, pora była późna, przyjaciel zrujnowany wcale nie na rękę...
— Jakoś to będzie! rzekł wstając... Idź spać, uspokój się — namyśl... Sądzę że generał nie zrobi skandalu... Będzie mu szło o to, aby za szulera nie uchodził.
Pożegnali się i Skórski pociągnął do domu. Nie powiedziawszy słowa służącemu, rozebrał się i położył...
Nazajutrz uczuł się chorym i nie wyszedł wcale, ani dnia następnego — nikt go nie odwiedził, ani się dowiedział nawet... Czwartego