Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żale rozwodzić i szukać winowajcy! Zaledwie dano czas rzeczy zebrać; gdy już oficer dał znak do wyjścia, żołnierzy dwóch puszczając przodem, następnie rozkazawszy iść aresztowanym, a zamykając pochód sam z drugim żołnierzem. Tak zeszli ze schodów i zbliżyli się do bramy. Tu stał człowiek z pochodnią przyświecając do wozu, który bardzo niepocześnie wyglądał. Czarno malowany, z małém okienkiem kraciastém, zamknięty był w dodatku na żelazną kłódkę. Piotr i Wereszczaka we środku znaleźli jeszcze jednego żołnierza z bronią i wązkie drewniane, nie wygodne ławeczki. Oficer dosiadł konia.... Drzwiczki za nimi zamknęły się zaraz, pochodnia zgasła i powóz ruszył zwolna po bruku.
— Nie ma wątpliwości, że nas do granicy odstawią! szepnął Wereszczaka. Lecz w tejże chwili żołnierz siedzący nakazał:
Still! i musieli zamilknąć.