Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ten w zakonie nosił imię Brunona, w świecie miał téż co wy nazwisko... był to Wit Zagłoba.
— Mój Boże! — zawołał Piotr — ale jakimże sposobem on mógł być, gdym ja go umarłym widział i ciało jego grzebać wyprowadzał?
— Jak się to stało, że go w sposób tajemniczy wyrwano z więzienia, a w miejsce jego, innego trupa znać podłożono, nie wiem — rzekł Przeor — musiał znać przyjaciół miéć możnych, którzy mu czas do pokuty za grzechy dać chcieli, ocalając życie. Że on to sam był, wątpliwości nie ulega, gdyż reszta jego życia na pokucie spędzona i wyznanie przy zgonie, wątpliwości miéć nie dozwalają. Módlcie się za jego duszę....
Przejęty wielkiém podziwieniem, wyszedł Piotr prosząc, aby mu na grobie bratanka pomodlić się dozwolono, zostawił téż znaczną jałmużnę klasztorowi i do domu odjechał posępny. Nikomu téż o tém nie wspominał, oprócz jednego Wojskiego, do którego umyślnie wstąpił, aby się z nim tą wiadomością podzielić. Wereszczaka równie się temu wydziwić nie mógł, szczególniéj z powodu, że po zatwardziałym w zbrodni człowieku, pokuty takiej i poprawy nie można się było spodziewać. Lecz mają to do siebie natury namiętne i gwałtowne, że i ku złemu łacno a ślepo się rzucają i ku lepszemu potém niespodzianie powracać umieją, a co najosobliwsza w tém to to, że obu bratanków, tak z twarzy do siebie podobnych, los z grobu niemal wywiódł do powtór-