Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cy, zobaczył wojewodzinę, która siedziała w krześle patrząc ku drzwiom otwierającym się, przy niéj złotowłosa dziewczynka, odwróciła także główkę patrząc z ciekawością i trwogą, na ukazujące się w progu postacie jakieś nieznane. Marya z przeczuciem, zerwała się ku drzwiom, w téj chwili Piotr zobaczył ją, rzucił się ku niéj i pochwycił ją w objęcia, z krzykiem, w którym łzy, jęk, radość razem dźwięczały. Urszulka przerażona podobieństwem tego nieznanego jéj człowieka do rotmistrza, widząc, że pochwycił matkę, lękając się biedz jéj na pomoc, z płaczem przycisnęła się do babki, tuląc głowę na jéj kolanach. Wojski ze wszystkich był najmocniéj może tknięty, bo pogrzebł w sercu te, które tu widział żywemi, załamał ręcę i wołał:
— Jezu najsłodszy! najsłodszy Jezu: co ja widzę?
W łzy rozpłynęło się to połączenie i nierychło otworzyły się usta, sąż słowa na takie chwile i uczucia? Bolesna przeszłość, któréj każdy dotknąć się obawiał, stała jeszcze widmem między niémi.
Nierychło ośmielona Urszulka podniosła oczy i poczęła się wpatrywać w ojca, dostrzegając wreszcie, że to nie był ten sam człowiek, którego się tak lękała. Łagodny uśmiech jego ją przyciągnął, matka była pośredniczką, zwolna, z obawą zbliżyła się ku niemu, lecz gdy się odezwał i usłyszała odmienny dźwięk głosu, gdy ostatnie wspomnienia wywołane rysami twarzy uleciały, przylgnęła serdecznie do oj-