Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pojadę do kościoła, znajdę komu list oddać, odpowiedź ci przywiozę. Żywa dusza mnie nie wyśledzi.
Szczebiotania tego słuchając Marya, powoli ocierała łzy. Obietnica przesłania listu do ciotki uśmiechała się jéj wielce, lękała się jeszcze. A choć położenie usprawiedliwiało tajemnicę, wstręt miała do takich skrytych wybiegów. Basia zamilkła smutna.
— Wierzę ci, odezwała się Marya — bo łzom kłamać się nie godzi i nie sądzę, abyś do tego była zdolną, lecz pisać? cóż pisać? żalić się? alboż nie wiedzą, co się dzieje ze mną? alboż nie najwięcéj mówi milczenie moje?
— A gdyby wojewodzina sama napisała do was, zapytała Basia, czy i naówczas wzdrygalibyście się list przyjąć i pokryjomu nań odpowiedziéć?
Marya na to pytanie, popatrzywszy na dziewczę, smutno się tylko uśmiechnęła.
— Ja jestem głupie dziecko, przyznam się pani, bo pocóż? zdało mi się, że trzeba trochę was przygotować do listu... — a ja list... ja list... noszę od rana...
Marya przerażona, zdziwiona, poruszyła się na krześle, rożek papieru już miała w rękach, drżała cała.
— Pani moja, tak czytać go nie można, przerwała wylękła dziewczyna, rotmistrz chodzi i zagląda pod oknami, zobaczy was przy świecy z papierem... wpadnie. A! na Boga! ostrożnie. Ja sama pozamykam okiennice, pospuszczam firanki, zasunę parawan przed łóżkiem, dziurki od kluczy pozasłaniam, stanę