Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęśliwa żona nie uszła do rodziny, czy, aby tam kogo ze swoich nie powołała, otaczał ją jakby strażą w więzieniu. Używał ku temu owych kobiet niepoczciwych, które niewiadomo zkąd mu przywożono i kilku sobie oddanych ludzi, po większéj części Niemców na jego żołdzie będących i nie mogących tu żadnych zawiązać stosunków. Nie wolno było pani Witowéj ani listu przesłać, ani zaprosić do siebie, ani z domu wyruszyć, ani nawet na dłuższą przechadzkę wynijść, żeby za sobą widzialnych lub skrytych stróżów nie miała. Z pokorą, w milczeniu znosiła wszystko, byle tylko z dziecięciem się nie rozdzielać, które już teraz ośmiu lat dochodziło, a dzieweczką było dziwnie piękną, roztropną nad wiek i do matuchny przywiązaną. Nieboszczyk pan Piotr, który się w poezyi miłował, chciał jéj na pamiątkę owéj dzieciny Kochanowskiego dać imię Urszulki, a choć matka dla niéj obawiała się, by imię z sobą losów nie przyniosło, przez miłość dla męża i w tém mu była powolną. Mianowano ją więc Urszulką, a matka po cichu Piotrusia ją chrzciła, przez czułą pamięć dla męża.
Onego wieczora wiosennego... właśnie był dzień gdy Wita, dnia 15 czerwca, obchodzono, więc imieniny pańskie, ale że mu tu w żałobnym dworze hulanka szła nie sporo, dał się gospodarz zaprosić w sąsiedztwo do sędziego Dzierżyńskiego. Miał ów Dzierżyński, niemajętny szlachcic, pieniacz i hulaka zapalczywy, córek trzy, rosłych a hożych, które bar-