Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
VII. Zmartwychwstały.

— Ciemne to są dzieje — mówił nazajutrz, siedząc w gabinecie wojewodzinéj, pan Piotr Zagłoba — téj śmierci méj i zmartwychwstania. Dla mnie samego, przygody własne czasem się snem gorączkowym wydają. Niechce mi się wierzyć w tak czarną niewdzięczność ludzką, w tak obrachowaną zdradę. Sierotą bez koszuli wziął ojciec mój, nieboszczyk stolnik, to nieszczęsne dziecię do domu swojego, daliśmy mu przytułek, więcéj, bo miłość naszą. Wychowywałem się z nim razem, tak, że nie uczuł nigdy różnicy między sieroctwem swém i ubóstwem, a naszemi dostatkami. Ojciec troszczył się o niego jak o mnie, jam w nim z rozkoszą witał rówieśnika i brata; dzieliłem się z nim wszystkiém, pieściłem go. Byliśmy téż z twarzy w młodości do siebie podobni, tak, iż często się między nami mylono. Pomimo to wszystko dostrzegałem w nim nieraz ukrytą zazdrość i jakby niechęć ku nam, nigdy nie uderzyło mu serce dla przybranego ojca, ani dla narzucającego mu się brata.