Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

utkwiła po za nim w pniu drzewa; klął, ciągle się ręką macając, a nareszcie omdlały padł na ręce sekundantów.
Ranę jego boleśną, ale nie zdającą się niebezpieczną, jak mogli zaraz opatrzyli i zawiązawszy ją, poczęli myśleć co uczynić z trupem zabitego, gdy zwabieni strzałem przechadzający się już poczęli na górze się gromadzić.
Potrzeba było jak najprędzej środki obmyśleć, żeby nikt za śmierć tę nie odpowiadał; Bulski miał paszport w kieszeni, ale Rybackiego czekały przeprawy, których nieborak aż nadto wcześnie był pewien.



Wypadek ten w kilka godzin już wiadomym był całej Warszawie; jedna może pani Bulska o sporze i jego następstwach nic nie słyszała, Dahlberg starannie ukrywał przed nią, do ostatka, smutne dla niej następstwa mieć mogące spotkanie. — Po wyjeździe Rybackiego na Bielany oczekiwał wieści o nim niespokojny, licząc minuty, gdy prędzej niż się spodziewał ujrzał zbladłego kapitana, wpadającego do mieszkania.
— Nawarzyłeś tego piwa! ratujże go teraz! — zawołał we drzwiach.
— Co się stało? ranny?
— Zabity! zabity! Bulski ugodził go w samo serce.
Dahlberg pobladł jak ściana.
— A Bulski?
— Ranny w głowę; hrabio, na miłość Boga ratuj!
— Bądź spokojny — rzekł gospodarz — wszystko naturalnie złoży się na Bulskiego, ale jak to oznajmić hrabinie? co za katastrofa! nieszczęśliwa kobieta!
Gdy się to dzieje, piękna Dorota, dziwując się tylko przerwanym nagle wizytom natrętnego Karola, wcale się nie domyślała następstw, jakie mu spotkanie z nią na drodze gotowało; jakaś ją tylko męczyła tęsknota dotąd nieznana, jakiś niesmak czuła w życiu, myśl jej nieustannie wracała ku Sadogórze, ku Borowej, serce