Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już chyba ostateczną ucieczką, gdy gdzieindziej brakło banku; lecz dla nałogowych pijaków, gdy brak likworu, i siwucha go zastępuje.
Pierwszy baron podszedł do stolika i, nie siadając, rozpoczął od żartów i porównań hrabiego z generałem.
— Mam ochotę va banque postawić — rzekł.
Generał trochę pobladł, ale wstyd mu było się wypraszać, milczał. Tymczasem jeden z wojewodziców położył pięćdziesiąt dukatów na karcie i podsunął ją. Początku tego było dosyś, by inni za poniterki chwycili. Stół ostawiono dokoła. Nie bez strachu, choć śmiejąc się, generał dość niezgrabnie talię rozpoczął.
Nie wiadomo, jemu, czy gosposi sprzyjało szczęście, bo w ciągu tej talii bank się potroił. Baron o va banque nie myślał. Powoli zaczynano siadać i gra się na dobre rozpoczęła.
Gości przybyło jeszcze kilku. Generał był w najdoskonalszym humorze, szło mu na podziw szczęśliwie. Gracze, choć się krzywili, widząc niezgrabność bankiera, spodziewali się z niej później korzystać. W istocie karty trzymał niezręcznie; kilka razy można je było podpatrzyć. Stawiano niby na pewne, śmiejąc się, no i przegrywano.
Gospodyni oddychała trochę swobodniej, widząc, że przynajmniej dom tego wieczora nie będzie pusty. Ożywiona gra trwała jak zwykle do kolacyi. Generał, wstając od niej, był dosyć grubo wygrany, rozpromieniony i wdzięczny Loisce za tak dobrą radę.
Miano już siadać do stołu, gdy we drzwiach