Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten zaszedłszy do mnie, gdyśmy wieczerzali i w kubki się trącali do późna w noc — albo lepiéj do rana — naprawić się nie mógł cudowisk o tym kandydacie.
Mnie się, prawdę rzekłszy, ani kandydat — ani ten co go zalecał nie podobał, ale dla miłości Szaniawskiego musiałem mu rad być. Ciekawości się też dogodziło. Byli z nami także Morawiec i Drwęski i kilku jeszcze, których niepamiętam, czas więc zszedł wesoło.
Zaczęto zaraz Saskiego zagadywać o tego kandydata i plótł niestworzone rzeczy!
— Takiegośmy na tronie jeszcze niemieli, mówił — od owego francuzkiego Henryka, który także, jak wiadomo, wesoły był i zabawiać się lubił. August tylko by baraszkował — choć pan poważny gdy chce i pięknéj postaci.
Naprzód jednak to o nim wiedzieć macie — że u nas nawet, gdzie na siłaczach nie zbywa, nikt mu nie sprosta — koniowi albo wołu głowę mieczem odcina jednym zamachem jak pióro osmalił, podkowy w ręku jak liście gniecie. Ostatnim razem gdy do Wiednia jeździł wiózł z sobą ni mniéj ni więcéj tylko panią duszkę urzędową — hrabinę Königsmark, daléj drugą pośledniejszą pannę Klengel, a w samym Wiedniu dobrał sobie jeszcze pannę Althaun. I dopiero mu było bez mała dosyć.
— Nie żonaty więc? zapytałem.
Saski się rozśmiał.
— Ale bo z Waszmości simplex, rzekł, królowie idą wzorem Salomona.
Żonaty i dzieci ma, ale to nie przeszkadza że mi-