Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmusiła dobre pół godziny nałożyć. Dobywając się napowrót na gościniec, musieli rów przeskakiwać i obryzgali się błotem, aż Medard w rozpacz popadł, jak przed panną stanie.
— Ale, bo ty, Wacku, wszystkiemu winien jesteś z twoją prościejszą drogą...
— Ani słowa, już łaj i karz... stało się, uszy stulę...
Ukazał się tedy dwór i Pełka nieco rozweselał, popędzili kłusem, do ganku rozpędzili co konie wyrwały i osadzili je w miejscu. Wojski był na wschodkach i witał.
— Dzięki Bogu już nasz chory harcuje, — rzekł — to mu niewiele brak...
— Pierwszym raz konia dosiadł, aby się progom waszym pokłonić — dodał Pełka...
Rożańskiemu chciało się co najprędzej zawiązać węzełka.
— A nie z samym pokłonem do kolan waszych przychodzimy, — zawołał w pięknej pozyturze — ale z prośbą, którą ja, jako uproszony przyjaciel z serca do waszej miłości zanoszę, Pan Medard Pełka nie mógł obojętnem okiem patrzeć długo na niewysłowione przymioty i cnoty czcigodnej córy pana wojskiego, z afektem przybywa i respektem, aby tego szczęścia dostąpił, byście mu w niej dozgonnego dali towarzysza, którego we czci i miłości chować i strzec, tak on sam jak i ja za niego, najsolenniej się obowiązujemy.
Pełka do kolan się staremu kłaniał, który go, za ramiona ująwszy, podnosił rozczulony, a na słowo się jeszcze zebrać nie mógł. Rzekł tedy Medard:
— Nie mam tej prezumpcji, ażebym godnym był przedziwnego skarbu, o który śmiem zanieść „praeces“ do p. wojskiego... znam to najlepiej do siebie, iż nie godzien go jestem, lecz jeśli respektem i afektem nagrodzić można, co w splendorze nie dostaje, pewnie dług należny spłacę...