Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem ci ja to, — rzekł Sobieski — ale człowieka, jak wy, nie mam, bo o drugiego Pełkę niełatwo... Zaklinam więc waszmość jedź — proszę, i domagam się...
— Dość rozkazu — odezwał się Pełka.
— Ciężar mi zdejmujesz z sumienia, — rzekł, wzdychając, hetman. — Bolało go nieraz to, co szło ode mnie — chciałbym mu choć przed zgonem chwilę osłodzić, aby mi Pan Bóg moje też grzechy przebaczył. Uczyń więc waszmość, o co proszę, choćby ciężko ci było, uczyń dla króla i dla mnie, a uczynisz dobrze... Zanieś mu konającemu tę wieść, żeśmy wstydu pomścili i że haniebne traktaty skruszone...
Pełka zrozumiał chrześcijańskie uczucia Sobieskiego, który z żywym mógł walczyć, a wybranemu od narodu chwilę ostatnią osłodzić pragnął, nie rzekł więc ani słowa, skłonił się i oświadczył gotowość do drogi.
— Kilka godzin zejdzie, nim gotów będę, — rzekł w ostatku — pojadę sam ze starym i wypróbowanym sługą moim, który mi w najgorszych razach był wiernym towarzyszem, więcej nie potrzebuję nikogo.
W drugim namiocie kancelarja hetmańska już pisma przygotowała, nie zabawiło więc i Pełka opatrzony został w papiery... Z niemi powrócił do szałasu i do Kryszkowskiego, który zdala już nawoływał go, chcąc się dowiedzieć, czego do hetmana był wzywany. Nie spowiadał mu się Pełka ani z czem, ani dokąd jedzie, tylko Gabrykowi konie kazał opatrzyć i być w pogotowiu. Tem bardziej żal było plac opuszczać, iż tu się widocznie na noc gotowała rozprawa. Sobieski stać długo na śniegu i zimnie a trzymać ludzi i wyczekiwać nie myślał; więc choć zamieć się wzięła ze śniegiem i spoczynek był potrzebny, sam zaraz wyszedł z namiotu do pułków, obchodząc je, krzepiąc i do napadu na zamek gotując.
Nie spoczął, póki usty i przykładem nie ożywił tak rycerstwa, iż mimo tych, którzy się opie-