Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czołem! — Przywitali się grzecznie i prezentowali po imieniu, nazwisku i tytułach.
— Pan starosta z Głogowa.
— Tak jest — rzekł Przerębski.
— Jużci też o króla Jmści wolno spytać, do którego i ja jadę...
— Zdrów król i pilno się stara poratować Rzeczpospolitę...
— A jak tam słychać o posiłkach dla Krakowa?...
— Nie wiem, skądby je wziął, — rzekł starosta — a przynajmniej tak prędko gotowe nie będą.
Jako młodzi zbliżyli się do siebie łatwo, starosta też był człek dobroduszny i nie lubił nic w sobie zamykać, spowiadał się łatwo... Mówił o dworze królowej i kto tam przy niej był z kobiet, a kto przy królu z senatorów... wygadał się też z panią podczaszyną Pociejową.
Pełka, który o tem szczęściu nie wiedział, a przynajmniej wcale go nie był pewnym, żeby ją tam miał zastać, aż z radości wielkiej w ręce uderzył i lice mu pokraśniało, i oczy błysły, a starosta tylko spojrzawszy nań, łatwo poznał, że się tam coś musiało święcić.
— Znasz waćpan podczaszynę? — zapytał.
— Sąsiadkę moją najbliższą — odparł Pełka — i ją, i pannę podczaszankę... jak nikogo lepiej.
— Winszuję więc waszmości, że je obie znasz, bo i panna piękna, i matka jeszcze cale świeża i miła, któraż to z nich taką obudza w waszmości panu z widzenia nadziei radość?
Zarumienił się Pełka.
— Gdy mnie waszmość pan schwycił in flagranti delicto ukontentowania, — rzekł — taić się nie będę, iż jestem wielbicielem panny podczaszanki...
Uśmiechnął się pan starosta dziwnie.
— W takim razie słusznie się waszmość śpieszysz, — rzekł — bo periculum in mora... trafisz pono na wesele...