Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zasłużył u ciebie na całą sympatyą, cóż moim udziałem być może?
— Dajmy pokój tym tłumaczeniom, odpowiedziała Tilda zimno, uczucia moje dla ciebie znasz i więcéj nad nie ani ci trzeba, aniś się starał pozyskać... Restons en là.
— Domyślam się reszty...
Zamilkli na chwilę.
Henryk wstał, spojrzawszy na zegarek ukłonił się i wyszedł, potém nagle odedrzwi zawrócił.
— Moja droga, rzekł urażony widocznie. Gdy ci się już zbytnio to życie ze mną uprzykrzy — powiedz mi — nie chciałbym być przyczyną ani narzekań, ani mąk ukrytych...
Tilda spojrzała nań poważnie, powlokła wzrokiem, złożyła ręce, stała w milczeniu.
— Czy toby być miało oznaką, że ty cierpisz ze mną? zapytała.
Henryk się zmięszał.
— Naturalnie, rzekł po chwili, samo ciągłe wpatrywanie się w ten posąg cichéj boleści jakim ty jesteś, nie może mi być przyjemnem i szczęścia nie daje. Ale przyznasz mi że znoszę to rycersko.
— Masz mi co do zarzucenia? spytała.