Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, czemże ja wam stary niedołęga służyć mogę, zapytał Szmul, gdyby się taka rzecz na świecie znalazła, którąby stary Szmul mógł, a wy nie mogli... coby to był za cud! A waj!
Podniósł jarmułkę z głowy i nazad ją włożył cmokając.
— Siadajcież, dodał — co wam trzeba? aż drżę żeby nie pieniędzy, bo tego u Szmula dawno nie bywało... daj Boże na szabbas... wystarczyć!
Westchnął.
— Ale bądź spokojny stary, pomówiemy późniéj, szepnął Jakób nie chcąc przy kobietach rozpoczynać. Siadaj no, twoim starym nogom należy naprzód odpoczynek.
— To jest wielka prawda! odparł Szmul, wiele ja dziś wschodów złaziłem tego nie policzę. Roboty miałem tyle co nigdy; moc ludzi wyprzedaje się teraz prawie do koszuli... biedaki! a ilu by to ich co ciepłego kupiło, gdybym ja miał zapas i oni téż... Handel idzie, a co z tego? kiedy tyle gąb nakarmić potrzeba... a waj!
— Cicho! nie narzekaj, rzekł Jakób, lepiéj żeby było pięcioro gąb do jednego worka, niż pięć worków a żadnéj poczciwéj gęby.
— Dziś był dzień, począł Szmul, nie potrze-