Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nywającym, odwołał do tradycyi i skończył wykrzyknikiem.
— Kilkaset lat znosimy prześladowania, upokorzenia, wzgardę od nich, mieliżbyśmy to darować? zapomnieć? Nie! Bóg nasz jest Bogiem sprawiedliwości nieubłaganéj... nadchodzi może chwila przyobiecanéj pomsty....
Umilkł wreszcie zakaszlawszy się; staruszek gładził brodę, nieporuszony siedząc w krześle; naostatek po chwili przeciągłéj milczenia, głową poruszył, westchnął i począł bardzo powoli takim tonem jakby mówił o rzeczy zupełnie obojętnéj.
— Rabbi Jehoszua ben Levi, miał obok siebie sąsiadem Saducejczyka, który mu wielce doskwierał.
Nie mogąc dłużéj scierpieć téj męki, postanowił modlić się i prosić Boga o zemstę nad nieprzyjacielem.
Raz tedy gdy modląc się z wielką gorącością, cały skupiwszy się w duchu, chciał właśnie zwrócić do Boga, ażeby wymódz ukaranie odszczepieńca, dręczyciela swojego....
Gdy już miał to straszliwe wyzwanie pomsty Bożéj uczynić i Bożego gniewu... począł łagodnie usypiać i zasnął głęboko a spokojnie.
Gdy się potém ze snu swojego przebudził, roz-