Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz zbudził podróżnych szmér przed gospodą w któréj spoczywali i ryk osiełka przypominający niemile koncerta wirtuozów genueńskich, które codzień do wcześnego wstawania w Hotelu Federa zmuszały, rozpaczliwemi rykami biednych parjów zwierzęcego społeczeństwa. — Potrzeba było korzystać z poranka, nimby słońce dopiekać zaczęło; a dnia zeszłego nie wiele téż zrobili drogi i piesza ta przechadzka do Pizy obiecywała potrwać dość długo.
Ale w tym kraju uroczym, ze swobodą młodzieńczą, z zadumą wiośnianą, możnaby przewędrować lata nie zatęskniwszy za spoczynkiem, nie obliczywszy się z dniami.
Jakób był smutny i milczący. Iwaś zadumany także, długo szli nie mówiąc słowa do siebie.
— No cóż, czyś skończył historyą swoją? zapytał wreście Iwaś... ja, nie wiem, znam już jéj treść prawie całą, jak mi się zdaje, a jednak szcze-