Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przypadkiem byli sami, wpatrzywszy się we mnie i poklepawszy po ramieniu, rzekł z cicha.
— Słuchaj Jakóbie, jabym ci coś powiedział...
Zwykle zwano go, nie wiedzieć dla czego, może przez antithezę, ojcem Symonem.
— Cóż ojcze Symonie? spytałem.
— Ale ba, tyś się gotów gniewać?
— Nie, odparłem....
— Tobie z oczów patrzy że się ty kochasz... czy w Angielce guwernantce, nie wiem, są ludzie co utrzymują że przywiędłe kwiatki najwięcéj mają woni — ale że w tym domu, to pewna...
Krew mi uderzyła do głowy, oburzyłem się.
— A widzisz że się gniewasz, rzekł, cicho — cicho, to między nami, tylko cię przestrzegam słowy N. Pana — Point des reveries! Tatko jest człowiek praktyczny a ręce ma długie.
— Ale cóż wy znowu marzycie, ojcze Symonie.
— No, no, nie kłam, kochasz się, serce.
— Gdyby nawet tak i było — choć nie jest, rzekłem, miłość moja byłaby...
— No, no, cicho, przerwał mi, ja to wiem, wszyscyśmy to mówili... Co najlepszego masz do uczynienia to się ztąd wynosić. Nie igraj z o-